Collage – "Moonshine" – porównanie różnych wydań

Sławomir Krysztowiak

2023-08-07

Wstęp

Zespół Collage wrócił na dobre. Całkiem niedawno wydał płytę "Over And Out", która została płytą roku 2022 w moim osobistym rankingu (https://youtu.be/UgnXVXzCzb8), koncertuje, a także wydał wznowienia dwóch starszych płyt - "Baśni" i "Moonshine" (i to dokładnie w moje urodziny!). Cieszę się jak małe dziecko na Gwiazdkę, szczególnie biorąc pod uwagę fakt, że przestałem w ten powrót wierzyć. W 2013 roku grupa reaktywowała się, wówczas z Karolem Wróblewskim w roli wokalisty, jednak ówczesna działalność formacji ograniczyła się do (świetnych!) koncertów. Zapowiadany już wtedy nowy album został wydany dopiero teraz, po 27 latach od poprzedniego studyjnego albumu ("Safe"), po kolejnych roszadach w składzie - także na pozycji frontmana, którą obecnie objął znany z Quidam Bartosz Kossowicz.

Ale dziś nie chcę pisać o "Over And Out" ani aktualnej koncertowej działalności zespołu, a o płycie "Moonshine" - mojej ulubionej z całej dyskografii Collage. Nie będzie to tradycyjna recenzja. Nie będzie wyjaśniania, dlaczego "Moonshine" jest tak ważnym albumem w historii muzyki. Będzie za to analityczne porównanie różnych wydań tej płyty.

W 2019 Collage przypomniał o sobie wydając limitowaną wersję "Moonshine" na podwójnym winylu. Wydanie to "przespałem". Bardzo szybko zystało status rarytasa i tego braku w kolekcji już pewnie nie nadrobię, biorąc pod uwagę ceny na rynku wtórnym. Dzięki uprzejmości kolegi Jakuba mogłem posłuchać tego wydania w wersji zdigitalizowanej, a także przeczytać opisy z okładki. Wynika z nich, że wydanie to zawiera jeszcze inny mastering niż wcześniejsze wydania CD. Ze względu na to, iż nagranie, jakim dysponuję, znacząco trzeszczy, a do tego analogowy tor zarówno kolegi, jak i mój, to sprzęt klasy co najwyżej średniej, tej wersji nie uwzględnię w porównaniu - ograniczę się do wydań cyfrowych.

W zabawie wezmą udział następujące wydania:

Odsłuchy

Odsłuchy wykonałem na lampowym wzmacniaczu słuchawkowym DIY opartym o lampę PCL86. Więcej o nim tutaj: https://youtu.be/B5XjD6S3WQk. Wzmacniacz napędzał wintydżowe słuchawki studyjne AKG K240 DFII Studio Monitor. W rzeczywistości dokonałem trzech niezależnych porównań, przy użyciu różnych źródeł. Pierwsze z nich to odtwarzacz płyt Marantz CD40. "Moonshine" był nagrywany w Holandii, tam płyta została też oryginalnie wydana. Pomyślałem, że odtwarzacz holenderskiej (wówczas) marki, z legendarnym, holenderskim układem TDA1541, zgra się z nagraniem dokonanym w Holandii :) Drugie źródło to odtwarzacz NAD C515BEE - mój wół roboczy, główny, najczęściej używany odtwarzacz. Ostatnie źródło to BantamDAC - DAC USB na kości PCM2702. Na Bantama zdecydowałem się, gdyż do porównania włączyłem wersję z TIDALa. Chciałbym, aby niniejszy tekst pozostał porównaniem wydań płyty "Moonshine", a nie porównaniem różnych źródeł, ale na szczęście wnioski z każdego z odsłuchów są tożsame.

Bezpośrednią inspiracją do napisania tego tekstu było, rzecz jasna, wydanie reedycji MYSTCD470 z 2023. Wydanie nie zawiera żadnych dodatków. Dla mnie to akurat plus. Dodatki kojarzą mi się ze "skokiem na kasę". Niektóre zespoły wypuszczają kilka wersji tego samego albumu, a to z dodatkowymi utworami, a to w innym opakowaniu, a to z bogatszą książeczką, a to z teledyskami... Zgłupieć można, nie wiadomo, co wybrać. Moje doświadczenie pokazuje, że dodatków słucham rzadko, a jeśli znajdują się na bonusowej płycie, to niekiedy wcale nie wyciągam jej z pudełka. Dlatego dla mnie brak dodatków to plus, podobnie jak tradycyjne pudełko typu jewel. Gdy mi się rozleci, bez problemu wymienię na nowe, identyczne. (Choć muszę dodać, że digipacki/mini-lp czasami przewyższają walorami estetycznymi tradycyjne, plastikowe pudełka).

Spodziewałem się, że na nowej reedycji pojawi się remaster wykonany przy okazji wydania limitowanej wersji winylowej. A tu niespodzianka - dopisek w książeczce: "oryginalny master AAD z pierwszego wydania CD". Zdziwiłem się podwójnie - raz faktem wykorzystania oryginalnego mastera, drugi raz pojawieniem się kodu SPARS, który rzadko pojawia się na współcześnie wydawanych krążkach. Od razu pojawiły się pytania. Jeśli wykorzystano master z pierwszego wydania CD, to z którego? Holenderskiego, czy polskiego?

Wydanie MYSTCD470 z 2023 brzmi bardzo surowo, "chropowato". Wielu powiedziałoby - analogowo, cokolwiek to znaczy, bo każdy dźwięk, jaki wydobywa się ze słuchawek/kolumn, jest już przecież analogowy. Chodzi tu jednak o cechy brzmienia kojarzone raczej z płytą winylową niż z CD, czyli wysoką dynamikę (a właściwie: brak nadmiernej kompresji dynamiki), selektywność, brak kolących uszy, ostrych dźwięków. Nie jest to może audiofilska realizacja, ale poprawna, miła w odbiorze. Słuchałem jej kilkukrotnie bez uczucia zmęczenia. Gdybym miał opisać ją jednym słowem, wybrałbym właśnie "surowość". Dodam jeszcze, że nie zauważyłem żadnych różnic między tym wydaniem, a wersją z TIDALa. Obie brzmią, jak dla mnie, identycznie.

Nawet nieszczególnie wytrenowane ucho usłyszy, że wydanie MMPCD0021 z 1994 brzmi inaczej niż to najświeższe. Czyli nie o to "pierwsze wydanie" chodziło! Polskie wydanie z 1994 jest głośniejsze, gra do tego znacznie potężniejszym basem. Jeśli chodzi o detaliczność i selektywność, to jest porównywalne, natomiast nie ma tu tej surowości - dźwięk jest bardziej wygładzony. Dynamika jest może ciuteczek mniejsza, niż na wydaniu z 2023, ale biorąc pod uwagę wszystkie cechy brzmienia, to właśnie ta wersja brzmi według mnie najlepiej i słucha mi się jej najprzyjemniej.

Wersja z 2003 roku, MMPCD0231, pochodzi ewidentnie z tego samego mastera, jednak kompresja dynamiki jest tu (nieznacznie) większa. Na szczęście nie ma w tej kwestii dramatu (jeśli jesteście ciekawi, jak brzmi potencjalny dramat spowodowany zjawiskiem "loudness war" i nadmierną kompresją dynamiki, posłuchajcie np. albumu The Mars Volta - "Noctourniquet"), jednak w bardziej "gęstych" brzmieniowo momentach giną szczegóły, które pozostawały słyszalne w obu wcześniej omawianych wersjach. Wydanie Si Music/Roadrunner Records, oznaczone numerem SI3058-2, to – na moje ucho – wersja bardzo zbliżona, o ile nie ta sama. Nie ma pewności, z którego roku pochodzi to wydanie, jednak trzeba zaznaczyć, że jest to inne wydanie niż holenderskie z 1994 roku bez "numerka" katalogowego (https://www.discogs.com/release/5132503-Collage-Moonshine) – tego ostatniego nie posiadam, podobnie jak nie posiadam wydań japońskich czy koreańskich. Dlatego wciąż nie wiem, do jakiego masteringu odnosi się opis w książeczce z najnowszego wydania...

Podsumowanie

To, co opisałem powyżej, pozwoliło mi uszeregować wydania w następujący ranking:

  1. MMPCD0021 (1994)
  2. MYSTCD470 (2023) / TIDAL (2023)
  3. MMPCD0231 (2003) / SI3058-2 (????)
Jeśli nie posiadacie żadnego wydania płyty "Moonshine" zespołu Collage i zamierzacie dokonać zakupu, możecie wybrać właściwie dowolnie. Każda wersja brzmi co najmniej przyzwoicie, słuchanie każdej daje mi radość. No i ostatecznie najważniejsza jest muzyka, a nie mastering. Pamiętajcie też, że wszystko to odczucia bardzo subiektywne! Nie ma potrzeby zabijać się o pierwsze wydanie, przynajmniej nie wyłącznie ze względu na aspekty brzmienia. Prawdopodobnie wersja MYSTCD470 będzie przez długi czas najłatwiej dostępna - bierzcie bez wahania. A mi pozostaje czekać, czy kiedyś master z wersji winylowej z 2019 roku ukaże się także w wersji cyfrowej :)

Może zainteresuje Cię: