Kiedy kilka lat temu wypuszczałem się na rowerową wyprawę do Szwecji, żałowałem, że Alicji, mojej ówczesnej dziewczyny, a obecnej narzeczonej, nie udało się namówić na udział w tamtym przedsięwzięciu. Na szczęście, zamiłowanie do jazdy na rowerze jest jedną z łączących nas rzeczy i w tym roku koncepcja użycia jednośladów podczas urlopu była obecna już we wczesnej fazie planowania. Tyle tylko, że tym razem w nieco lżejszej formie – bez biwakowania w namiocie i zdania się na rower jako na jedyny środek transportu.
Oboje chcieliśmy odpocząć od zgiełku dużych, zatłoczonych miast. Nie jest też tajemnicą, że pod koniec roku planujemy wziąć ślub i chcieliśmy spędzić czas we dwoje gdzieś blisko natury (stąd tytuł: "podróż przedślubna"). Odpowiednie miejsce ustaliliśmy dość szybko. Mianowicie – mała wieś Tobołowo, na Suwalszczyźnie. Byliśmy tam już wcześniej. Okoliczne jeziora i lasy zapamiętaliśmy jako ciche, czyste i niezbyt popularne wśród turystów (aż dziw bierze). Bywało, że nawet spacerując na szlakach Wigierskiego Parku Narodowego, nie spotykaliśmy żadnych innych ludzi!
Wspominałem, że w Tobołowie byliśmy już wcześniej. Ba, nawet jeździliśmy na rowerach pożyczonych od właścicielki miejsca, w którym nocowaliśmy. Byliśmy też świadomi, że u niejakiej pani Krystyny – niezwykle przedsiębiorczej osoby z Tobołowa – prowadzącej sklep, noclegownię, jadłodalnię i Bóg wie, co jeszcze – również mogliśmy wypożyczyć rowery. Uznaliśmy jednak, że na cudzych, to nie to samo i najlepiej, jak tym razem weźmiemy swoje.
I tu pojawiło się wyzwanie. W jaki sposób je przetransportować? Do Tobołowa ciężko dojechać publicznymi środkami transportu. Poza tym, dysponujemy samochodem, więc bez sensu byłoby tłuc się cały dzień pociągami, zamiast pół dnia nim. Jednak ów samochód – Matiz – raczej nie nadaje się do zamontowania stelaża. Do bagażnika też rowerów byśmy nie upchnęli, nawet rozebrawszy je wcześniej na części, bo nie mielibyśmy gdzie przewieźć bagaży. Dodatkowo, na kilka dni jechali z nami moi rodzice, dlatego każdy centymetr sześcienny przestrzeni w samochodzie się liczył.
Wpadliśmy na pomysł, aby rowery przesłać na miejsce kurierem. Kilka dni przed wyjazdem naczytaliśmy się regulaminów różnych kurierów, znaliśmy więc warunki, jakie musi spełniać "paczka", aby została dostarczona. Od roweru należy odkręcić przednie koło, pedały, kierownicę i wszystkie te elementy (rzecz jasna razem z ramą z zamocowanym tylnym kołem) złożyć w specjalnym kartonie, który jest dość wąski dzięki temu, że żadne elementy nie wystają na boki. Zadzwoniliśmy do dwóch sklepów rowerowych z pytaniem, czy odstąpiliby nam dwa takie kartony. Trochę obawialiśmy się odmowy, ale oba sklepy zgodziły się i ostatecznie mieliśmy do dyspozycji cztery kartony.
Samo rozkręcenie rowerów i umieszczenie w kartonach w teorii miało być prostą czynnością. I było, ale tylko w przypadku roweru Ali. W moim kierownica się zapiekła. Nie dało się jej wyciągnąć ani tradycyjnymi metodami, ani na siłę. Po kilkugodzinnej walce dałem za wygraną i zamiast wyciągać cały pionowy wspornik z rury czołowej, zdemontowałem przerzutkę, manetkę i wyciągnąłem samą poprzeczną część.
Rowery zostawiliśmy bratu, aby zamówił kuriera i je wysłał, a sami pojechaliśmy na wakacje!
Dzień po naszym dotarciu, na miejsce przyjechały nasze rowery. Teraz należało je tylko złożyć i można było jeździć!
W dalszej części relacji skupię się na "rowerowej" części. Warto wspomnieć, że w nieco dalszych okolicach od Tobołowa znajduje się wiele atrakcji wartych zobaczenia, jak na przykład Wigierska Kolej Wąskotorowa, śluzy na Kanale Augustowskim, wiadukty w Stańczykach, Suchary w Wigierskim Parku Narodowym... Można się nawet pokusić o wycieczkę na Litwę. Dzięki temu, że mieliśmy do dyspozycji również samochód, skrzętnie korzystaliśmy z dawanych przez niego możliwości. Ale na rowerze także najeździliśmy się co niemiara!
Wiele szlaków, czy to pieszych, czy rowerowych, wiedzie przez Wigierski Park Narodowy. Aby móc legalnie znaleźć się w granicach Parku, należy zakupić Kartę Wstępu. Koszt karty ważnej jeden dzień to 4 złote. Można również zakupić wejściówkę tygodniową, ale jedynie w ściśle określonym miejscu – w siedzibie Parku w miejscowości Krzywe. Wiąże się to z wydatkiem 15 złotych.
Pierwszą większą wyprawą na rowerach był przejazd wokół jeziora Blizno. Szlak prowadzi lasem i szczerze mówiąc, jeziora praktycznie nie było widać. Za to przy okazji mogliśmy sprawdzić, jak tam z kryzysem w Grecji ;)
Trzeba w tym miejscu nadmienić, że na mapie okolicy widnieje wiele szlaków rowerowych. W rzeczywistości, są one oznaczone bardzo niedokładnie. Niejednokrotnie zdarzało nam się, że musieliśmy cofnąć się do przegapionego zakrętu. I okazywało się, że znak był albo ukryty wśród drzew, albo w ogóle go nie było.
Innym razem wybraliśmy się na nocny wypad do pobliskiej miejscowości Monkinie, gdzie znajduje się zabytkowy kościół. Było już dość ciemno, ale droga biegła wzdłóż skraju lasu i zachodzące Słońce pięknie ją oświetlało. Natomiast z drugiej strony nieba widoczny był Księżyc. Nadało to wycieczce romantycznej aury.
Przy kolejnej okazji objechaliśmy trójkąt Tobołowo-Bryzgiel-Czerwony Krzyż.
Ostatnia wycieczka, do jeziora Busznica, zapadła nam mocno w pamięć. Pogoda stała się mniej sprzyjająca i całą drogę mocno wiało, na tyle, że niemal stawaliśmy w miejscu. Ale daliśmy radę!
Busznica jest ciekawym miejscem. Jest to jezioro ukryte jest w lesie. Po przejechaniu wąską ścieżką między drzewami oczom naszym ukazał się spory akwen, o bardzo czystej, przejrzystej jak szyba, wodzie.
Niestety, wszystko co dobre, szybko się kończy. Z żalem, musieliśmy spakować rowery.
Ostatni dzień naszego pobytu w Tobołowie upłynął pod znakiem oczekiwania na kuriera, który miał zabrać nasze rowery z powrotem do Torunia. Cały pomysł z przesłaniem ich w ten sposób okazał się strzałem w dziesiątkę. Nie kosztowało to majątku – za przesłanie obu sztuk w jedną stronę płaciliśmy niecałe 40 złotych. Pewnie, jeszcze lepiej byłoby, gdyby dało się uniknąć konieczności rozkręcania i skręcania naszych górali. Jednak fakt, że jeździliśmy na swoim sprzęcie, rekompensował nam te niedogodności, a sama jazda po Suwalszczyźnie to czysta przyjemność!
Pozostaje tylko zastanowić się, gdzie wybierzemy się w podróż poślubną :)